Błogosławiony Edmund Bojanowski wywodził się ze znanego rodu Bojanowskich noszący w rodowodzie szlacheckim herb Junosza, którego udokumentowane dzieje sięgają XIV wieku, był szeroko rozprzestrzeniony na ziemi wielkopolskiej oraz spokrewniony i skoligacony z dziesiątkami domów wielkopolskich. Rodzina, w której przyszedł na świat Edmund odznaczała się głębokim patriotyzmem i wiernym katolicyzmem. Matka, Teresa z Umińskich, wdowa po Wincentym Wilkońskim, była siostrą gen. Jana Nepomucena Umińskiego, powstańca kościuszkowskiego i listopadowego oraz uczestnika kampanii napoleońskich. Cechowała ją autentyczna religijność, którą silnie oddziaływała na psychikę syna. Ojciec, Walenty Bojanowski, wstąpił w czasie powstania listopadowego w szeregi walczących i został odznaczony w Modlinie krzyżem wojskowym.
Bojanowscy mieszkali w małym grabonowskim dworku, otoczonym pięknym parkiem, z widokiem na słynące wieloma łaskami sanktuarium maryjne na Świętej Górze, należące do Księży Oratorianów. W tej malowniczej przestrzeni geograficznej 14 listopada 1814 r. przyszedł na świat syn Bojanowskich, który na chrzcie otrzymał imiona: Edmund, Wojciech, Stanisław. Rozwijał się i wychowywał w atmosferze patriotycznej i głęboko religijnej, przepojonej miłością bliźniego i pobożnością ze szczególnym nabożeństwem do Matki Bożej. Kult maryjny w życiu Edmunda, który z czasem nabierał charakteru osobistego, formował się początkowo pod wpływem bogobojnej postawy matki. Ona to kształtowała również osobowość syna, przelewając w nią delikatność i wrażliwość na wszystko, co piękne. Natomiast patriotyczna postawa ojca sprawiała, że sprawy narodowe stawały się Edmundowi bliskie i drogie, że umiłował przeszłość, język polski i literaturę ojczystą.
Istotnym wydarzeniem, które niewątpliwie wpłynęło na dalsze życie Edmunda było jego cudowne uzdrowienie za przyczyną Najświętszej Maryi Panny. Kiedy miał 4 lata ciężko zachorował, a lekarze byli wobec tego faktu bezradni. Wobec ludzkiej bezsilności i wyczerpania możliwości medycznych jego matka szukała pomocy i wstawiennictwa u Matki Bożej Bolesnej, której figura znajduje się w Bazylice Świętogórskiej. Jej ufna modlitwa zaowocowała fizycznym uzdrowieniem dziecka, w którym gasła już iskierka życia. Łaska ta została opisana i udokumentowana w kronice kościoła, a zewnętrznym jej znakiem i wyrazem wdzięczności ze strony pani Bojanowskiej jest srebrne wotum – Oko Opatrzności umieszczone w bocznym ołtarzu bazyliki. To uzdrowienie pobudzało Bojanowskiego do wielkiej wdzięczności Bogu za opiekę. Ważną rolę w jego życiowej wędrówce odegrały wpływy rodzinne i osobiste talenty, które starał się odkrywać i rozwijać z pomocą dobrych i mądrych ludzi. Przyjrzyjmy się więc bliżej jego życiu, które rozkwitało jak kwiat, mimo kruchego zdrowia i przeciwności, uniemożliwiających niejednokrotnie realizację własnych planów. Często jednak rezygnacja z osobistych zamierzeń otwiera człowieka na Boże horyzonty i uzdalnia do przyjęcia rzeczywistości, którą proponuje Bóg w swojej dobroci i miłości.
Rodziny ziemiańskie XIX wieku prowadziły szerokie życie towarzyskie i kulturalne. Rodzina Bojanowskich nie była wyjątkiem. W ich domu toczyły się dyskusje na tematy polityczne, zawiązywały się więzy przyjaźni, odbywały się okolicznościowe spotkania towarzyskie. Dzięki takim kontaktom i powiązaniom rodzinnym Edmund mógł poznać i zrozumieć sytuacją swej ojczyzny pod zaborami. Nie tylko wychowanie rodzinne i naturalne wpływy towarzyskich spotkań formowały jego sylwetkę duchową. Podobnie, jak większość dzieci w jego wieku, młody Edmund pobierał nauki początkowe i średnie prywatnie, w domu rodzinnym. Główną przyczyną nauczania domowego było w jego przypadku słabe zdrowie, które uniemożliwiało mu inną formę kształcenia, tzn. w gimnazjum. Wybitnym jego wychowawcą z czasów, kiedy rodzina Bojanowskich przeniosła się do Płaczkowa, był ks. Jakub Siwicki, który nadawał główny kierunek jego formacji intelektualnej i osobowościowej. Ów gorliwy kapłan i gorący patriota, zaszczepiał w młodym uczniu wiarę we własne siły, miłość do wiary katolickiej, do Ojczyzny i do tych, którzy cierpią. Był dla niego przyjacielem, który chciał go widzieć „człowiekiem wieku i imponującej wyższości”. Zdawał sobie doskonale sprawę z licznych talentów ukrytych w Edmundzie, które właściwie wykorzystane i rozwinięte, sprzyjały tak zaangażowanej i owocnej działalności kulturalno-społecznej.
Jako młodzieniec, Bojanowski przejawiał zamiłowania historyczno-literackie. Czytał wiele różnych dostępnych dzieł z tej dziedziny, a wśród nich najbardziej pasjonowały go dzieje ojczyste, zarówno całego narodu, jak i poszczególnych wybitnych osób. Starał się zdobywać jak najwięcej wiadomości, by pogłębiać swoją wiedzę i kształtować światopogląd, nawiązywał kontakty z osobami, które w jakiś sposób mogły służyć mu radą, zachętą, przykładem i doświadczeniem. Korespondował z Janem Ursynem Niemcewiczem i licznymi przyjaciółmi w kraju i zagranicą, przyjaźnił się także z ks. Kazimierzem Lerskim, proboszczem dubińskim. Niewątpliwie wielkie znaczenie w kształtowaniu jego ideowej postawy miało spotkanie z Adamem Mickiewiczem w 1831r., które pogłębiło u Bojanowskiego zainteresowania światem kultury, a jednocześnie umocniło jego czynną postawę w służbie ludowi.
Już w wieku kilkunastu lat, obok budzących się pasji intelektualnych, narastało w Bojanowskim zainteresowanie życiem społecznym, szczególnie zaś życiem polskiego chłopa. Długie samotne wędrówki po okolicznych miasteczkach i wsiach uświadamiały mu ogrom nędzy, ciemnoty intelektualnej i upadku moralnego ludu, który już wtedy stał się dla niego synonimem narodu. Rodziło to w nim głębokie pragnienie czynnego zaangażowania w służbie ludowi w formie, która wtedy jeszcze nie przybrała wyraźnego kształtu. Czynna postawa miłosierdzia, piękny charakter i głęboki patriotyzm wyrażany w samodzielnej twórczości literackiej młodego Bojanowskiego i w inicjatywach społecznych budziły podziw i radość w sercach tych, którzy go znali. Wprawdzie Edmund, z powodu wątłych sił fizycznych, nie brał czynnego udziału w entuzjastycznym zrywie powstania listopadowego, ale żywo interesował się jego losem, a swoją miłość do Ojczyzny wyrażał w pracy na co dzień, w poświęceniu sił, zdolności i majątku. Praca ta wymagała odpowiedniego przygotowania, na które składało się m. in. zdobycie wykształcenia, dlatego też młody Bojanowski, w roku 1932 opuścił Płaczków i udał się za granicę, na studia do Wrocławia, a potem do Berlina. Tam odbywał formację tak intelektualną, jak kulturalną i światopoglądową.
Ośrodek uniwersytecki we Wrocławiu skupiał wielu młodych ludzi z Wielkiego Księstwa Poznańskiego, którzy z powodu sytuacji rozbiorowej ziem polskich nie mieli możliwości zdobywania wiedzy we własnym języku, w rodzimym uniwersytecie. Także Bojanowski dołączył do ich grona, by poszerzać horyzonty intelektualne i społeczne przez słuchanie wykładów i samodzielne studium, przez dyskusje i spotkania towarzyskie. Początkowo uzupełniał wykształcenie w zakresie szkoły średniej i korzystał z wykładów jako hospitant, pogłębiając wiedzę w obszarze interesujących go przedmiotów. W 1835 roku został immatrykulowany na wydział nauk filozoficznych. W czasie czteroletniego pobytu we Wrocławiu Edmund Bojanowski doświadczył także trudnych i bolesnych przeżyć związanych ze śmiercią rodziców. Jego matka, która prawdopodobnie mieszkała w tym czasie razem z synem we Wrocławiu, w sierpniu 1834 roku podczas wakacyjnego pobytu w Grabonogu zachorowała i zmarła, pogrążając w bólu Edmunda i całą rodzinę. Długo po tym bolesnym wydarzeniu nie wracał do Wrocławia z powodu głębokiego smutku, ale i z powodu problemów z własnym zdrowiem. Dopiero w styczniu 1835 roku rozpoczął kolejny semestr studiów, które znów naznaczone zostały rozłąką spowodowaną śmiercią ojca w marcu 1836 roku. Niedługo potem Bojanowski podjął decyzję o kontynuacji studiów w innym środowisku, mianowicie berlińskim. Po uzyskaniu świadectwa odejścia z Uniwersytetu Wrocławskiego i załatwieniu rodzinnych spraw majątkowych, udał się do Berlina przez Drezno i Lipsk. Na wydział filozoficzny Uniwersytetu Berlińskiego zapisał się Bojanowski w maju 1836 roku. Słuchał tu wykładów z psychologii, estetyki, historii sztuki, metafizyki, logiki, poezji Goethego i Schillera, historii dawnej i nowej muzyki. Również tutaj, obok pracy naukowej, rozwijał swoje możliwości twórcze. Pobyt w Berlinie, wypełniony studiami, twórczością literacką i ubogacającymi przyjaźniami, był dla Edmunda szczęśliwą realizacją marzeń i planów. Wrastał on coraz bardziej w to środowisko i czuł się tam bardzo dobrze. Umiał zjednywać sobie ludzi całym sposobem bycia, porozumiewania się i współpracy. Mimo, iż wszystko wskazywało na pomyślny rozwój aktywności naukowej i twórczej młodego Bojanowskiego, to jednak możliwości zdrowotne okazały się być niewystarczające do kontynuacji studiów. Z powodu nasilającej się choroby płuc, która w 1838 roku groziła nawet śmiercią, Edmund zmuszony był opuścić uniwersytet i poddać się kuracji w Dusznikach. Podjęta rekonwalescencja oddaliła niebezpieczeństwo śmierci, nie przyniosła jednak całkowitego zdrowia, dlatego też młody, dobrze zapowiadający się student musiał porzucić dotychczasowe życie i związane z nimi plany. Był to moment dla niego bardzo ważny, ponieważ zamykał, w sposób dosyć bolesny, pewien, jakby niedokończony, etap życia, a po wtóre stawiał go przed jakąś niewiadomą, przed niezaplanowaną, „nieoswojoną” przez marzenia przyszłością. Jedno było dla niego jasne, mianowicie, że nie może pogrążyć się w żalach i destrukcyjnych wspomnieniach, że nie może i nie chce buntować się przeciw niezrozumiałym i trudnym wyrokom Opatrzności, której przecież po dziecięcemu ufał. Postanowił dobrze wykorzystać swą bogatą wiedzę, zdobytą na uniwersytetach, zdrowy kręgosłup moralny i młodzieńczy zapał do pracy dla dobra Ojczyzny. Dlatego po kuracji w Dusznikach Zdroju i nad morzem powrócił do rodzinnego Grabonoga, gdzie rozpoczął wielokierunkową działalność społeczną.
Mieszkając w Grabonogu u swego przyrodniego brata Teofila Wilkońskiego, utrzymywał się z procentów od majątku pozostałego mu po przodkach. Mógł zatem swobodnie dysponować czasem, który wykorzystywał najpierw głównie angażując się w prace Kasyna Gostyńskiego, a szczególnie Wydziału literackiego. Będąc sekretarzem, doprowadził do jego ożywienia, a wiosną 1842 roku przedstawił program reorganizacji. Propozycja Bojanowskiego nie dezawuowała pierwotnych zadań Wydziału (nadal utrzymywano kontakty literackie z Polakami w innych dzielnicach zaboru pruskiego), ale zwracała większą uwagę na szerzenie oświaty wśród ludu. Oznaczało to konkretnie udostępnianie ludowi osiągnięć nauki i kultury, organizowanie czytelni ludowych i opiekę nad literaturą elementarną, co miało na celu walkę z wtórnym analfabetyzmem. Zgodnie z tym projektem, w przeciągu pół roku otworzono 15 czytelni ludowych, których księgozbiór składał się z dzieł gospodarczych, religijnych i historycznych. Obok działalności czytelniczej, podnoszącej poziom umysłowy ludu, podjął myśl kształtowania jego kultury moralnej, przez zakładanie ochronek wiejskich. Miały one odegrać doniosłą rolę w całym procesie odrodzenia narodu i utrzymania jego polskości, ponieważ przez wychowanie dzieci wpływałyby korzystnie na całe rodziny i na przyszłe pokolenia młodych, których postawy mają swe korzenie już w dzieciństwie. Dopiero w 1845 roku otwarto ochronkę w Gostyniu, dla której statut napisał Edmund Bojanowski. Miał on już pewne doświadczenie w tej dziedzinie, gdyż w 1844 roku założył wraz z Ludwikiem Gąsiorowskim ochronę w Poznaniu.
Aktywność kulturalna Bojanowskiego, to pierwszy nurt jego zaangażowania społecznego. Ustąpiła ona jednak miejsca posłudze samarytańskiej, kiedy Gostyń nawiedziła epidemia cholery. Wówczas „chodził od domu do domu, zanosił lekarstwa, pocieszał, zachęcał do przyjmowania sakramentów świętych, sprowadzał kapłanów do umierających. Modlił się wiele, odmawiał koronki, odprawiał nowenny, przyjmował Komunię świętą w intencji zarażonych”. Posługa ta, choć ofiarna i cenna, miała charakter doraźny i spontaniczny. Nie była w stanie przeciwstawić się skutecznie zarazie i położyć jej definitywnie kresu. Konieczna była stała pomoc pielęgniarska, aby móc objąć troską wszystkich zarażonych i zapobiegać rozprzestrzenianiu się choroby. Powstał także problem opieki nad sierotami po zmarłych na cholerę, których los był szczególnie bliski sercu tego wrażliwego Wielkopolanina. Dla zaspokojenia tych potrzeb postanowił wraz z Gustawem Potworowskim, Kajetanem Morawskim i Stanisławem Chłapowskim, zorganizować dom dla chorych i sierociniec. Powstał on w budynku dawnego Kasyna Gostyńskiego, po wykonaniu prac remontowych i przystosowawczych. Bojanowski sprowadził także, wraz z Mikołajem Węzierskim, siostry Miłosierdzia z Poznania, które miały opiekować się dotkniętymi zarazą. Celem tak powstałego Instytutu, zatwierdzonego przez władze, było pielęgnowanie chorych, wychowanie sierot, kształcenie dziewcząt po 14 roku życia w gospodarstwie domowym, pielęgniarstwie i prowadzeniu ochron. Bojanowski, który pełnił funkcję sekretarza Instytutu, borykał się z wieloma trudnościami związanymi z utrzymaniem i rozwojem tej inicjatywy. Pragnął, aby stał się on dla sierot domem ich dzieciństwa i szkołą przyszłości. Chciał przede wszystkim zapewnić sierotom wychowanie i przygotować je do życia tak, by niezależnie od stanu posiadania, odnalazły szczęście w tej rzeczywistości, która stanie się ich udziałem. Dlatego też Bojanowski, chcąc zapoznać i przyzwyczaić dzieci do pracy wiejskiej, postarał się o stworzenie przy Instytucie gospodarstwa wiejskiego z budynkami gospodarczymi i ogródkami kwiatowymi, które chciał „koniecznie jak najprędzej urządzić […] dla przyjemności sióstr i dla powabnego zajęcia dzieci”. Wychowanie sierot w Instytucie Bojanowski starał się oprzeć na silnym fundamencie religijnym, który stanowiły: modlitwa, udział we Mszy Św. i nabożeństwach, nauczanie katechizmu, chrześcijańskie obchodzenie świąt i kultywowanie dobrych i pobożnych zwyczajów, pielgrzymki do kościołów, rekolekcje i praktyka przykazania miłości wzajemnej. Bojanowski dbał także o odpowiednią opiekę i wsparcie duchowe dla chorych w szpitaliku instytutowym, do którego przyjmowano, nawet nieodpłatnie każdego, kto się zgłosił (oprócz nieuleczalnie chorych). Swoją dobrocią i wrażliwością, prostotą i mądrością zjednywał sobie życzliwość chorych i zaufanie sierot. Także ubodzy, którzy korzystali z rozdawnictwa zup rumfordzkich przy Instytucie, spotykali się z jego zatroskaniem i gorliwością w posłudze.
3 maja 1850 roku założył ochronkę w Podrzeczu, w domu Franciszki Przewoźnej, która zbierała u siebie dzieci, ucząc je pacierza i katechizmu. Bojanowski przygotował pomieszczenia i znalazł trzy chętne dziewczęta do pracy wychowawczej i posługi chorym. Stawiał im cztery zasadnicze warunki, mianowicie: dobry stan zdrowia, niezamężność, młody wiek i wiejskie pochodzenie. Takie przymioty kandydatek miały zapewnić właściwe funkcjonowanie ochronki. Młode dziewczyny bez własnej rodziny mogły całym sercem oddać się posłudze dzieciom i z łatwością dostosować się do nowych warunków i zadań. Pierwsza ochronka dała początek Zgromadzeniu Sióstr Służebniczek Bogarodzicy Dziewicy Niepokalanie Poczętej o szczególnym posłannictwie wobec dzieci, ubogich i chorych, które okazało się największym i wciąż żywym dziełem Bojanowskiego. Poświęcał mu wszystkie swoje siły, zdrowie i talenty, nie szczędził troski, by umocnić je duchowo, materialnie i prawnie. Odważnie zakładał nowe ochrony i przyjmował wiejskie dziewczęta chętne do poświecenia się Bogu i drugiemu człowiekowi. W 1856 roku założył nowicjat w Jaszkowie i napisał regułę dla zgromadzenia, a w 1858 roku arcybiskup Leon Przyłuski przyjął je pod opiekę Kościoła. Bojanowski towarzyszył rozwijającej się wspólnocie swoją obecnością, wsparciem materialnym i duchowym, osobistym kierownictwem i nadzorem.
W miarę stopniowego usamodzielniania się zgromadzenia, bezpośrednie zaangażowanie Założyciela przybierało formę doradztwa i modlitewnej troski. Bojanowski powrócił do dawnego pragnienia kapłaństwa, które tliło się w nim od młodości, lecz gruźlica płuc nie pozwalała na jego realizację. W 1869 roku wstąpił jednak do Arcybiskupiego Seminarium Duchownego w Gnieźnie, gdzie otrzymał sutannę. Niestety nawroty gruźlicy zmusiły go ostatecznie do opuszczenia seminarium i rezygnacji z kapłaństwa, o które walczył wszelkimi możliwymi sposobami. Dopiero na dzień przed śmiercią, która nastąpiła w Górce Duchownej 7 sierpnia 1871 roku, wyznał: „teraz rozumiem, że Bóg chciał, abym w stanie świeckim umierał”.